Nie poszedłbym na ten film gdyby nie szarawa aura panująca dzisiaj w południowej części Polski. Musical miał być ledwie lekiem na niemrawy dzień, a stał się jedną z lepszych produkcji jakie w tym roku widziałem na ekranach kin (a miałem to szczęście obejrzeć ich kilka).
Z całym szacunkiem, ale nie zgadzam się totalnie z malkontentami twierdzącymi iż remake tego klasycznego filmu nie był potrzebny (choć sam nie przepadam za dyskursem w kinie kierującym się ku ciągłym powtórzeniom). Tylko, że minęło pół wieku od filmu z początku lat sześćdziesiątych. Wypadałoby zetrzeć kurz i nadać mu nowy blask. Spielberg właśnie tego dokonał.
Aktorsko jest to naprawdę sympatyczny wykon. Trzeba być świadomym, że musicalowe kreacje różnią się znacznie od odmiennych gatunkowo tytułów. Tu jest nieco teatralnie, ciut Broadwayu, tak być powinno. Piosenki wykonane z pełnym szacunkiem do twórców i pierwowzoru. A duet Elgort i Zegler... perełeczka. Jakby połączyć młodzieżowe, naiwne filmy z wyrachowanym spektaklem. Świetnie się uzupełniają. Utalentowany aktor i równie uzdolniona młoda piosenkarka, która może namiesza również w świecie kina.
Stylizacje i charakteryzacje są porządne, bez wypaczeń jeśli chodzi o epokę i umiejscowienie wydarzeń w cyklu dziejowym (choć Spielberg kwestie tej natury spycha nieco na dalszy plan). Sporo ciekawych ujęć, zabawy przestrzenią. Wszystko się zgadza.
A dlaczego potrzebowaliśmy nowej odsłony, ameykańskiej wersji "Romeo i Julia"? Bo jako cywilizacja mkniemy powoli ku punktowi wyjścia, sprzed kilku dekad. Znowu spolaryzowane społeczeństwa, dziwne ruchy emanujące wzajemną nienawiścią. Tu wymowna jest ostatnia scena filmu, gdzie główna bohaterka kieruje pytanie do innych postaci. W tym tragiźmie sami musimy zadać sobie parę pytań o to czy świat można uczynić jeszcze nieco lepszym i czy mamy w sobie na tyle człowieczeństwa by w ogóle tę próbę podjąć.
Dodatkowo Spielberg w bardzo wyjątkowy i subtelny sposób wprowadza wątek tożsamości płciowej. Robi to z wielką gracją.
Polecam, muzyka koi duszę, ale jednocześnie wzmaga jej bolączki. Taki to film.
Nie wiem, czy można mówić o nim jako o oryginale, to w końcu była tylko adaptacja spektaklu. Oryginał był na scenie w '57.
Filmu nie widziałam, ale z trailera rzuca się w oczy drewniana gra aktorska głównych bohaterów. Chętnie wróciłabym do oryginału, a nie jest popularny